Pracowaliśmy ciężko przez półtora miesiąca. Dwa razy w tygodniu zaczynaliśmy już od godziny 7.00, co było dużym poświęceniem dla części ekipy:). Ale efekty wynagrodziły nam wszystkie niedogodności, awarie i złośliwości rzeczy martwych. Nasz CanSat już żyje! Mruga diodami, rusza się, podskakuje i plącze kable:). Na razie rozumu w nim mało, jak to z niemowlęciem bywa, ale szybko się uczy. Trochę nas martwi, że jest nieco za ciężki (może ważyć maksymalnie 350 g), ale szykujemy mu kurację odchudzającą.
Wykonaliśmy prawie wszystkie prace mechaniczne. Nad systemem lądowania w pocie czoła pracuje Łukasz. Nasz główny elektronik – Tomek – stworzył wersję eksperymentalną sterownika. Tylko on orientuje się w tych wszystkich kabelkach, które jak na złość są albo za krótkie, albo za długie:). Wiktor, jak na teleinformatyka przystało, zestawił połączenie WiFi i zdalny pulpit po protokole VNC. Stworzył też zgrabną aplikację mobilną, którą będzie można popędzać CanSata po trawie obok szkoły. Przemek, nasz nadworny grafik, wykonał animacje, dzięki którym widać, jak działa nasz satelita. Paweł już się nie może doczekać, kiedy zacznie uczyć nasze dzieło samodzielnego poruszania się po pełnym niebezpieczeństw świecie. A nasz lider – Kacper – patrzy, jak to wszystko i wszystkich ogarnąć oraz tworzy i tłumaczy po angielsku koszmarnie trudną dokumentację.
Nie myślcie, że wszystko idzie nam, jak z płatka. Tworzenie konstrukcji mechanicznej to była istna katorga. Palce cierpiały od pilników, szlifierka cięła wszystko dookoła, łącznie ze stołem, wiertła łamały się, jak zapałki. Była też droga przez mękę z buntującą się drukarką 3D. Nasz komputer pokładowy zachowywał się bardzo kapryśnie i robił, co mógł, żebyśmy nie mogli się z nim połączyć bezprzewodowo. Na szczęście młotek, taśma klejąca i gumki recepturki rozwiązały wszystkie problemy:).
Niedługo kolejna relacja z prac satelitarnych. Do tego czasu możecie nas oglądać na żywo w szkolnym laboratorium Szkolnego Koła Naukowego TechnoZone 🙂